Praca a życie prywatne

Jest niedzielny wieczór, a przede mną cotygodniowy przegląd zadań do realizacji w nadchodzącym tygodniu, także tych zawodowych. O tym niedzielnym „rytuale” pisałem zresztą w drugiej części mojego Poradnika GTD.

No dobrze. Niedziela to nie czas na pracę, a nawet myślenie o niej - powie niejeden z Czytelników tego tekstu, dla którego wszelkie czynności związane z życiem zawodowym powinny mieć miejsce dopiero po przekroczeniu progu swojego korpo. OK, w pełni popieram zasadę rozdzielania spraw zawodowych od prywatnych! To zdrowe podejście, ale w moim przypadku nie do końca zawsze się sprawdzało.

Był czas, że przyklaskiwałem zasadzie, że moja praca trwa „od 8 do 16”, nie licząc sytuacji wyjątkowych. I „jakoś” funkcjonowałem. Przychodziłem i wykonywałem, co akurat było w danej chwili najpilniejsze. Tylko że z perspektywy „tu i teraz” to funkcjonowało, ale chęć ogarnięcia poważniejszych projektów sprawiała, że czułem panikę i stresowałem się pod koniec dnia w biurze, że efekt znowu jest zdecydowanie dalej niż oczekiwałem.

I ZROBIŁEM COŚ WCZEŚNIEJ DLA MNIE NIE DO POMYŚLENIA

Miałem poważny „temat” w pracy. Musiałem sporządzić dokument, który przekona innych do moich racji. Profesjonalny. Mogłem go stworzyć następnego dnia w pracy, odrywany co rusz telefonem lub niespodziewaną wizytą lub… dzień wcześniej - spokojnie w domu. Ten pierwszy byłby nieprzemyślany, stworzony w pośpiechu. Ten w domu - dopieszczony, a jego sporządzenie zajęłoby z całą pewnością mniej czasu niż jego przygotowywanie w pracy. Jak to? Zwyczajnie. W pracy ciągle ktoś dzwoni, woła, przeszkadza. Trudno się skupić nad ważniejszymi tematami. A w domu? Cisza i wygodny fotel. Już wiecie, dlaczego od czasu do czasu dom staje się moim drugim biurem. I żeby nie było - to są sytuacje wyjątkowe! Ale warte komfortu, którego dostarczają mi następnego dnia po przekroczeniu drzwi biura.

TO SAMO JEST Z ORGANIZOWANIEM SOBIE PRACY NA KOLEJNY DZIEŃ

Niby mógłbym od rana, w pracy. Ad hoc, pięć minut i gotowe. Ale w tym nie byłoby zbyt wiele sensu. Wieczór, spokój, brak „przeszkadzajek”. 5 minut i plan na kolejny dzień gotowy. Rano wstanę spokojny i odprężony. Wiem, jakie będą moje kolejne kroki do wykonania, a jeśli coś w moim planie nie „zafunkcjonuje” i nie da się tego zrealizować, to powrócę do tego wieczorem i uwzględnię w harmonogramie na kolejny dzień. Spokojnie i bez pośpiechu.

W ten sposób mam wszystko UNDERCOTROL24.PL!

Jestem ciekaw, jakie są Wasze spostrzeżenia na ten temat.

Komentarze

  1. Też chętnie popracowałbym w domu, pod warunkiem, że następnego dnia mógłbym w pracy obejrzeć serial przy piwku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz